sobota, 30 czerwca 2012

granatowa spódniczka bez namysłu

Już się zapowiedziałam w poprzednim poście....ale powinnam dostać po nosie bo obiecałam pokazać wcześniej a mi nie wyszło.
Spódniczkę szyłam zupełnie spontanicznie, bo już dawno czaiłam się na te kawałki materiału- bawełny z dodatkiem elastanu. Całe szczęście ze mają dodatek bo mam ostatnio problemy z rozmiarem. Nadal mam nadwagę ale już nie 17kg a 10kg i teraz zaczyna się problem. O moich zmaganiach z tuszą nie będę zanudzać, ale nie powiem że mnie ona dobija.
Kiedy uszyłam córce princeskę na owerlocku zostały granatowe nici i tak patrząc na nie doszłam do wniosku, że mogę dać córce 2 powody do dumy. Sięgnęłam po 2 bawełny, granatową i czerwoną w tłoczone kwiatki, a pudełku na tasiemki wyciągnęłam białą tasiemkę satynową. Ostatnio bardzo lubię nimi ozdabiać. Skroiłam spódniczkę wg prostej spódnicy z zaszewkami i dołem doszyłam czerwony kawałek robiąc miejscami zakładki. Dół wykończyłam granatową bawełną. Szybko co? Szyło sie ekspresowo, ale nie mogę w niej teraz chodzić, bo.....zamek mi strzelił. Miałam jakiś stary zamek i widać trzeba było go wyrzucić. Wszyję sobie teraz kryty (już kupiłam:-))










czwartek, 28 czerwca 2012

zakończenie roku i sukienka

I znów sukienka co? Ano właśnie tak. Ostatnio trochę tych sukienek było, ale cóż kiedy Ja lubię sukienki i moja starsza córka także. Jednak ta jest wyjątkowa i szyta w tempie powalającego tornado.
Tydzień poprzedni był dla mnie ciężki. Zaczęłam styl zdrowego odżywiania i bardzo starałam się zdrowo jeść. Przypłaciłam spadkiem energii i to wielkim. Ale czego się spodziewać po nagłym odstawieniu takiej ilości kawy i węglowodanów, które dotychczas pochłaniałam? Nie miałam na nic siły, a co dopiero pisać na blogu. Byłam jak flak. Podobno organizm się oczyszczał z toksyn a i pogoda była niesprzyjająca....niezła mieszanka... Ale już do życia wróciłam i mam dwa razy więcej energii niż wcześniej. 
Gdy tak wegetowałam, bo inaczej tego nazwać nie można, nie zdawałam sobie nawet sprawy jak szybko nadejdzie dzień zakończenia roku w przedszkolu. W poniedziałkowe popołudnie sprawdziłam tablicę ogłoszeń przedszkola i oczy mi się otworzyły bardzo szeroko, serce zabiło i milion myśli przewinęło się przez moją głowę. O Mój Boże zakończenie roku jest w środę. Panika. Jesteśmy nieprzygotowane. 
Kiedy dzieci poszły spać szukałam w moich szmatkach czegoś granatowego. Pani przedszkolanka dała Patrycji wierszyk i kazała ubrać ją na galowo. Jak się w domu okazało moja córka nie miała ani sukienki ani spódniczki w tym kolorze. Musiałam szyć. Znalazłam kiedyś kupiony kawał aksamitu. Trochę gruby ale było u nas zimno więc odważyłam się go pociąć. Mogłam w sumie uszyć z grafitowego cienkiego sztruksu ale sztruks jakiś zwyczajny mi się wydawał. Skrojone części ozdobiłam i prace wstrzymać musiałam bo....nie miałam zamka pod kolor. Dobrze że miałam dzień na dokończenie bo jak bym szyła w przeddzień to byłaby klapa. Sukienka we wtorek była gotowa.
Środa to dla Patrycji ważny dzień. Wszystko gotowe- ubranie, wiersz w pamięci, kupione kwiaty.

No to idziemy:



Tu przed wejściem na sale w przedszkolu:


Akademia przedszkolaków była bardzo fajna. 
Były tańce


piosenki


wierszyki


I w tym roku po raz pierwszy...poczet sztandarowy z odśpiewanym hymnem przedszkolnym



A na koniec dyplomy


I jak tu nie być dumnym? Byłam dumna podwójnie, bo przed wyjściem z domu córka mnie przytuliła i podziękowała za sukienkę. Nie zapomnę tych słów długo " mamusiu dziękuję Ci, że mi uszyłaś taką sukienkę. Jest piękna!" Dostałam mega buziaka i wzruszyłam się. Warto było na szybcika szyć choćby dla tych słów.
Sukienka uszyta wg własnego projektu i kroju, w sumie na oko. Ozdobiona jest tasiemkami atłasowymi. Prosta sukieneczka, jak każda princeska.
Aksamit jest pięknym materiałem więc chyba nic więcej nie mogłabym dodać.

A ponieważ na owerloku granatowa nić to i ja skorzystałam ale pokaże jutro :-)

wtorek, 19 czerwca 2012

chińszczyzna po polsku

Dzisiaj nie będzie szyciowo. Choć uszyłam sukienkę i mogłabym ją pokazać. Jednak ten przepis czeka już kilka dni na opublikowanie i są osoby, które na niego czekają. Zatem dzisiaj serwuję chińskie danie w polskiej wersji. Danie po raz pierwszy próbowałam u koleżanki i tak mi posmakowało, że zapytałam jak to przygotowuje. Zrobiłam w domu i domownikom posmakowało. Choć mój ślubny nie jest zwolennikiem eksperymentowania w kuchni to danie chińskie polubił i chętnie je.

Składniki na 3 osoby:

1/2 paczki makaronu do dań z woka
4 marchewki krojone w paseczki
1/4 opakowania grzybków mun
filet z piersi kurczaka krojony w paseczki albo jak na gulasz
cebula krojona w kostkę lub piórka jak kto woli
1/2 dużej papryki czerwonej / żółtej
sos sojowy
sos słodko-kwaśny / chili

Kiedy jest tydzień chiński w Lidl'u obkupuję się w makaron i sosy a grzybki w carrefour. Pozostałe warzywa i mięso kupuje w osiedlowych sklepikach.
No ale do dzieła. Najpierw gotuję grzybki ok 15min, odcedzam, studzę i kroję na mniejsze części. Potem kroję pozostałe składniki. 




Cebulkę i mieso razem podsmażam na niewielkiej ilości oleju. Podlewam sosem sojowym, tak na oko 2-3 łyżki. 



Dodaję paprykę i marchewkę i duszę aż do chrupkości marchewki. Dodaję sos słodko-kwaśny albo chili. Ten drugi jest ostrzejszy i potrawa ma wyrazisty ostrawy smak. Ale też jest dobre. Na koniec dodaję grzybki i jeszcze chwilę duszę.



Zdejmuję z gazu i dodaję ugotowany makaron. Ten makaron jest super szybki w przygotowaniu. 


Wszystko razem mieszam i nakładam na talerz. Mniamiiiii


Ciekawe czy Wam posmakuje. Proszę napiszcie w komentarzu jeśli zrobicie tę chińszczyznę z mojego przepisu. Smacznego!

sobota, 16 czerwca 2012

tuniczka i legginsy idą w parze - urodzinowe dylematy

Przeżyłam wczoraj szok. Po szyciu 17 spodni z bluz dresowych w tempie ekspresowym byłam bardzo zmęczona. Nadszedł piątek i dzień oddania spodni. Powinnam odpocząć od maszyn ale....w sobotę, tj. dzisiaj są urodziny Oli (przyjaciółki Patrycji- a bynajmniej niegdyś). Zaproszenie przyszło tydzień temu, ale przecież ja zawsze na wszystko mam czas i zwlekałam z szyciem a zwłaszcza z pomysłem na prezent. Z założenia miał to być prezent wykonany osobiście przeze mnie- tak zażyczyła sobie moja córka. Wygląda na to, że dumna jest z moich uszytków. Cieszę się bardzo. Ale córki zwykle wpatrzone są w mamy więc może powinnam brać na to poprawkę. Choć nie powiem, ostatnio słyszę jak sobie podśpiewuje "chcę być duża tak jak mama" lalalalala :-P Fajnie się tego słucha i serce rośnie ech.

Kiedy w piątkowe popołudnie oddałam spodnie od razu poleciałam pobuszować po sklepach w poszukiwaniu dodatku do szytego prezentu. Miałam zamiar kupić piórnik albo plecak, bo dziewczynka idzie we wrześniu do szkoły. I juz miałam kupić plecak kiedy coś zza ramienia mi mówiło "zadzwoń do Agnieszki". Agnieszka to mama Oli. Skusiłam sie i wybrałam numer w telefonie. I nagle moja mina przybrała inny wymiar. Ola ma 3 plecaki i 2 piórniki więc to zbędny prezent. Mój pomysł splajtował. Wyszłam ze sklepu z miną zbitego psa. Urodziny w sobotę a już zbliża się godzina zamykania sklepów. Co ja teraz dokupię? Wsiadłam do auta i z pustką w głowie jechałam...sama nie wiem dokąd. W ostatniej chwili zatrzymałam się przy Pepko. Znalazłam skarpety, rajstopki, papcie skarpetowe i to w kolorach pasujących do tych, które miałam wieczorem pociąć. Wzięłam więc, bo kolor to nie wszystko....było z Mini, księżniczkami i Hello Kitty. Normalnie świat zwariował. Przyjechałam do domu z rogalem na twarzy i wielką ulgą. W głowie miałam tylko- jak mi sie nic nie chce a muszę szyć. Najchętniej wykąpałabym się i wyłożyła swoje cztery litery na kanapie. Jeszcze lepiej gdyby mój mąż, straszny kibic, podał mi lampkę wina i wymasował plecy ale.... wizja realna była inna.
Zasiadłam do maszyny bo wiedziałam że nikt za mnie tego nie zrobi a czas leci. Godzina 21, oczy podparte zapałkami, maszyna i nożyczki....Robię więc.
Ale jaki rozmiar skroić. W grudniu szyłam na mikołaja legginsy i bluzę wiec pewnie za dużo się nie zmieniło. Znalazłam wykrój, tnę na oko licząc na to, że jeśli dodam lekko bokami i wydłużę to będzie dobra. Rękawki wzięłam z jakiejś sukienki szytej wcześniej w podobnym rozmiarze, zmierzyłam tylko pachy czy nie będzie za duży w podkroju.  Dzianiny mają to do siebie, i za to je uwielbiam, że minimalne niedopasowanie da się łatwo skorygować.
Nie wiem co mnie pokusiło na aplikacje i dodatkowe stębnowanie ale zrobiłam to. Wkurzałam sie strasznie, bo nocą szyje się gorzej, a jeśli już się ozdabia to w ogóle kosmos. Szyłam do 1 w nocy. Skończyłam tylko tunikę i martwiłam się planowanymi legginsami. Ale co tam...jeśli się nie da rano to będzie chociaż to.
6:30 pobudka, ledwo otworzyłam oczy ale Gabrysia się wyspała i wołała, żeby ją wyciągnąć z łóżeczka. Szybka kawa, prysznic i jestem jak nowo narodzona. W pamięci tylko legginsy i prasowanie.
Legginsy kroiłam w tempie ekspresowym, dwa na raz. Jakoś poszło, bo legginsy szyje się szybko. Latałam jedynie między maszyną a dziećmi, bo to pić, bo to jeść, bo to pielucha.... Skończyłam o 10 rano całe przygotowania do urodzin. Przygotowane prezenty, ubrania dla Patrycji, zmęczona już Gabrysia i mama w rozsypce. W ostatniej chwili Patrycja wpadła na pomysł laurki. Pomagałam jej wyklejać, żeby kleju nie zostawiła i nie wybrudziła tła. Malowała już sama. W końcu ma 5 lat i ładnie jej to idzie.
Na koniec zdjęcia i wszystko do pięknej torebki w księżniczki, a dokładniej w Kopciuszka :-P





Po takim pędzie czas odpocząć, dzisiaj nie szyje już nic ale jutro .... 

poniedziałek, 11 czerwca 2012

spodnie z bluzy dresowej

Nigdy bym nie pomyślała, ze będę coś takiego robiła. Zupełnie niespodziewanie dostałam zapytanie 
o przerobienie bluzy dresowej na takie oto spodnie:


Pomyślałam sobie, że to może być ciekawe doświadczenie i zgodziłam się. 
Pewnie nie jedna z nas mogłaby sobie takie zrobić nawet w celu szurania w nich po domowych włościach. Bluza z której uszyłam spodnie ( i to nie jedna bo rzecz dotyczy grupki młodzieży) była luźna i o rozmiar za szeroka więc było z czego robić. A oto krok po kroku jak sobie takie galoty sprawić :-)

Robimy pomiary:
1. na wysokości zaczynających się kości miednicy
2. szerokość bioder
3. wysokość stanu tj. od miejsca pomiaru z pkt 1. do krocza
4. szerokość uda
5. długość od krocza do kostki (nogawka wew)
6. długość od pkt 1 po zewnętrzej do kostki (nogawka zew)
7. obwód kostki

Przygotowujemy bluzę 


Najpierw obcinamy rękawy, ściągacz i wypruwamy kieszonkę (moja wersja będzie bez kieszonki)



Składamy bluzę na pół


Teraz szerokość mierzoną z pkt 1 dzielimy na 4 i dodajemy 1cm luzu ( czyli w obwodzie 4cm) oraz zapas na szwy


to samo robimy na wysokości bioder ( tak jak się kończy stan tj. pkt 3)


Od stanu odmierzamy 12-13cm i zaznaczamy- to będzie miejsce, gdzie się obniży krok spodni i wytnie łuk znajdujący się pomiędzy udami. Robimy zarys i obcinamy niepotrzebne części. Długość nogawek kończy się na wysokości podkroju szyi. 


Tak prezentują się rozłożone części przodu i tyłu. Mają być takie same. Przyszpilowałam je już do zszycia. 


Teraz przykładamy obcięte rękawy by wyrównać szerokości. Rękawy będą łączone z wyciętą przed chwilą częścią przodu i tyłu.


 Teraz zszywamy wycięty przód i tył 


a następnie doszywamy do nogawek obcięte wcześniej i dopasowane w szerokości rękawy 



trzeba uważać aby szwy na łączeniach się dobrze zbiegły 


Czas na ściągacz w pasie. Odmierzamy ściągacz licząc obwód w pkt 1 minus 4 cm


szpilujemy i przyszywamy lekko naciągając ściągacz (tak jak gumę)


Po wszyciu ściągacza zrobiłam dziurki i przeciągnęłam sznureczek z kaptura


Szwy rozprasowuję po każdym przeszyciu i mam nadzieję, że Wy również tak robicie. Na koniec wywróciłam spodnie na prawą stronę i wyprasowałam żeby ładnie się układały.


Ciekawa jestem czy ktoś pokusi się zrobić sobie takie *-) 
Buziaki i dobranoc.

środa, 6 czerwca 2012

bluza dresowa dziecięca

Uwielbiam dzianiny, mam niezły ich skład w swoim szmatkowym regale. Od czasu do czasu sięgam po nie i szyję dzieciom. Tak też powstała bluza dresowa dla chłopca, syna koleżanki, który w zeszłym tygodniu obchodził swoje urodzinki. Bluzę otrzymał od nas w prezencie. Do jej uszycia wykorzystałam dzianinę dresową drapaną (ocieplaną) oraz dzianinę bawełnianą oraz ściągacz w kolorze dresówki.
Wykrój pochodzi z burdy 7/2010 model 139. Na zdjęciach mierzy ją moja córka (tuż przed pójściem na urodzinki)








niedziela, 3 czerwca 2012

koszula chłopięca

Pokusiłam się uszyć koszulę dla chrześniaka mojego męża. Szyło się bardzo fajnie, jedyny przystanek miałam wszywając stójkę. Na pewno uszyję jeszcze nie jedną taką koszulę. Lubię jak chłopcy są tak ładnie odświętnie ubrani a niebawem zakończenie roku szkolnego i koszula będzie jak znalazł. Chciałabym uszyć mu jeszcze spodnie sztruksowe ale to za jakiś czas. Z pewnością pokażę co z tego wyszło.
Koszula uszyta z bawełny w rozmiarze 128. Karczek i kieszonka haftowana z motywem ulubionej bajki chrześniaka. Serdecznie dziękuję koleżance, która mi to wyhaftowała. W sumie to nawet nie miałam pojęcia, że takowa bajka istnieje i jak tylko usłyszałam GORMITI bardzo się zdziwiłam. Od razu szukałam w internecie "o co kaman?". Ja się chyba starzeje i nie jestem na bieżąco z tymi chłopięcymi bajkami. U mnie królują księżniczki, hello kitty, my little ponny i barbie :-) To mam obcykane :-)






Jutro koszulę poślę do chrześniaka. Ciekawa jestem czy będzie chciał ja nosić?